#1 2009-01-31 17:01:29

Ivy

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2009-01-30
Posty: 5
Punktów :   

Bollywood

Bollywood to słowo pochodzące od miasta Hollywood, w którym kręcone są popularne filmy, oraz Bombaj, czyli stolicy Indii.
Jak można się domyślić, są to hinduskie/indyjskie filmy ^^

Oglądacie Bollywoodzkie filmy? Jeśli tak, to jakie są Wasze ulubione?
Mi specjalnie przypadł do gustu Om Shanti Om. Recenzja:

Pełen niespodzianek, hipnotyzujący bolly-dreszczowiec dramatyczno-romantyczno-kryminalny, w którym wielki amant indyjskiego kina, Shah Rukh Khan, obnaża swoje nowe, zcinające z nóg oblicze...

Akcja pierwszej części filmu toczy się w 1977 roku w samym sercu indyjskiego przemysłu filmowego, na planach w studiach filmowych. Om Prakash Makhija (Shah Rukh Khan) pracuje jako statysta, któremu marzy się zostanie gwiazdą, życie w błysku fleszów, stąpanie po czerwonych dywanach, z piskami fanek i oklaskami uznania krytyków w tle, rozdawanie autografów i zdobywanie najbardziej prestiżowych nagród. Krótko mówiąc, od rana do nocy śni na jawie o sławie i pieniądzach. Jest też szaleńczo zakochany w wielkiej gwieździe kina, przepięknej Shanti. Kiedy spotykają się na planie jednego z filmów i Om ratuje swoją idolkę z poważnych tarapatów, zaprzyjaźniają się. Om jest przekonany, że będzie to początek czegoś więcej. Niestety, wkrótce okaże się, że serce Shanti należy już do innego, a ona jest w wielkim niebezpieczeństwie... Om ginie w tragicznych okolicznościach, próbując ratować życie Shanti.

Przenosimy się do roku 2007. Grany również przez Khana Om Kapoor ma wszystko to, o czym tak bardzo marzył Om Prakash, główny bohater pierwszej połowy filmu. Jest wielką (a przy okazji również zepsutą i kapryśną) gwiazdą kina, której wszędzie towarzyszą tłumy piszczących z zachwytu fanek. Na plan filmowy przyjeżdża zawsze kilka godzin spóźniony. Reżyserom i producentom filmów, w których zgadza się wystąpić, dyktuje bardzo twarde warunki współpracy, niejednokrotnie całkowicie zmieniając ich wizje i plany. Jednocześnie zdarza mu się widzieć oczami wyobraźni dziwne rzeczy; osoby i miejsca, których nie zna, tragiczne wydarzenia, w których nigdy nie uczestniczył. Od studia do studia prześladuje go jakaś obłąkana kobieta, która nazywa go swoim synem. I nie wiadomo dlaczego, panicznie boi się ognia... Jaka przerażająca tajemnica łączy Om Kapoora z Omem Prakashem?

Najtrafniejszym podsumowaniem „Om Shanti Om”, który powinien dać widzowi najlepszą wskazówkę odnośnie tego, czego powinien się spodziewać po tym obrazie, są słowa, które w pewnym momencie wypowiada Shah Rukh: kto w to wszystko uwierzy...?!

Sama wielokrotnie podkreślałam w recenzjach obrazów „bolly”, że te, jedyne w swoim rodzaju „twory”, stanowią jeden wielki zlepek niemalże każdego gatunku i każdej konwencji filmowej. Wiele razy zwracałam również uwagę na ich wysokie stężenie nieprawdopodobieństwa i oderwania od rzeczywistości. Musicie jednak wiedzieć, że pod względem procentowej zawartości niewiarygodności fabuły, „Om Shanti Om” bije na głowę wszystkie obrazy „bolly”, jakie dotychczas przedarły się na nasz rynek filmowy. Na żadnym z oglądanych dotychczas bolly-filmów nie zdarzyło mi się mieć aż tak szeroko rozdziawionej ze zdziwienia buzi, ani tak często przecierać z niedowierzaniem oczu.

W dodatku, do owego zlepka gatunków i konwencji, jaki prezentowały sobą oglądane przeze mnie dotychczas bolly-filmy, dołączyły jeszcze elementy kina grozy, horroru i thrillera, objawiające się wszystkie naraz w wątku paranormalnym z istotą nie z tego świata.

Na szczęście, w pewnej chwili przestajemy się temu wszystkiemu dziwić i przestawiamy się na niewiarygodny tryb bollywoodzki. Dopiero z tą chwilą możemy się w pełni oddać czerpaniu przyjemności z oglądania „Om Shanti”. W sumie wątek, który z początku wprawia nas w ogromne osłupienie, jest w tamtej części świata na porządku dziennym...

Mimo że film obfituje w bardzo dramatyczne i szokujące sceny i, mimo że chwilami robi się w nim bardzo poważnie, nie brakuje w nim całkiem licznych okazji do pośmiania się.

„Om Shanti Om” to zarazem hołd oddany indyjskim filmom i ich zgrabna parodia, oko puszczone przez autorów filmu do wszystkich fanów „gatunku” bolly. W utworze „Deewangi Deewangi” (który nawet bolly-maniakom może się co nieco dłużyć) wystąpiło gościnnie, tańczyło i „śpiewało” (patrz. poruszało ustami do ścieżki dźwiękowej nagranej przez profesjonalistów) ponad 30 największych gwiazd bollywoodzkich, m.in. Rani Mukerjee, Kajol, Sunil Shetty, Preity Zinta, Saif Ali Khan czy Priyanka Chopra. Miłośnicy bolly-produkcji dobrze wiedzą, kto to taki i bez problemu będą w stanie połączyć te nazwiska z tytułami filmów, w których wystąpili ich właściciele. Coś takiego (wystąpienie tylu sław, ramię w ramię, w jednym indyjskim obrazie) miało miejsce pierwszy raz w historii kina „bolly”!

Kiedy pojawią się napisy końcowe, po czerwonym dywanie przejdą się wszyscy, dosłownie wszyscy twórcy filmu, od fryzjerów, stylistów i speców od oświetlenia, poprzez odtwórców głównych i bardziej drugoplanowych ról (tych cieszących się międzynarodową sławą i tych całkiem anonimowych również) po samą panią reżyser. Podobny zabieg zastosowano przy „Jestem przy tobie”.

A skoro była mowa o puszczaniu oka do widza, autorzy filmu chyba najlepiej bawili się przy pracy nad wątkiem-parodią rozdania nagród indyjskiego przemysłu filmowego. Jednym z nominowanych w kategorii „Najlepszy Aktor” jest Abhishek Bachchan. Za udział w filmie „Dhoom 2”. Jak z żalem wyznaje prowadzący show, aktor nie może jednak zdobyć tej nagrody, jako że... wcale w tym filmie nie wystąpił!. Uczestnicy zakończonego niedawno Bollywood Festiwalu dobrze pamiętają, że odtwórcą głównej roli był tam Hrithik Roshan. Takiej twarzy, ciała i umiejętności tanecznych tak szybko się nie zapomina...

Podobno piosenki z filmu należą do tych najczęściej puszczanych w indyjskich stacjach radiowych, a utwór „Dard-E-Disco” (w którym początkowo miała wystąpić Shakira, ale pomysł nie został zrealizowany ze względu na napięty grafik wokalistki, kolidujący ze zdjęciami do filmu) otwiera ich listę. Ale to nie jedyny rekord ustanowiony przez „Om Shanti Om”, jednej z największych produkcji bollywoodzkich wszech czasów, która w czasie pierwszego weekendu projekcji zarobiła w Indiach aż 17 milionów dolarów (stając się, tym samym, obrazem mogącym pochwalić się najlepszym otwarciem w tamtych stronach).

Widzowie odnajdą w „Om Shanti” pewne elementy wspólne z „Portretem Doriana Graya” i „Upiorem w operze”. Powstrzymam się jednak od zdradzenia, które to części wspólne.

Najlepszą rekomendacją dla „Om Shanti Om” jest nazwisko Farah Khan („Dil se”, „Czasem słońce, czasem deszcz”, „Żona dla zuchwałych”, „Gdyby jutra nie było” czy „Nigdy nie mów żegnaj”), która film wyreżyserowała, jest współautorką jego scenariusza i zajęła się jego choreografią.

Częściowo rozmazany, niewyraźny obraz w jednym z utworów, jakie pojawiają się w pierwszej części filmu, to efekt pomysłu Farah Khan, która wykorzystała przy jego realizacji fragmenty utworów ze starych, bollywoodzkich obrazów z lat 70. Autorka wielokrotnie nawiązała do obrazów z tamtych lat, chociażby przy nadawaniu imion bohaterom czy tytułów filmom, w których grają.

Co jeszcze można powiedzieć o „Om Shanti”? Hmm... Utwory wpadają w ucho, przyciągając jednocześnie wzrok kolorowymi, przepięknymi strojami, spektakularną oprawą scenograficzną, genialnym wykonaniem i, co nie przestaje mnie zadziwiać, znowu (jak w wielu innych bolly-produkcjach) ciekawą, zawierającą wiele oryginalnych, świeżych pomysłów, choreografią.

Na długo zapadnie widzowi (szczególnie płci pięknej) w pamięć Khan (który na tę okazję poddał się specjalnemu treningowi), tańczący w skórzanych spodniach i rozpiętej koszuli, ukazującej umięśnioną klatę nasmarowaną kusząco połyskującym olejkiem... Khan, który chwilę później wynurza się z wody, żeby w następnym ujęciu tańczyć w sięgającej kostek wielkiej „kałuży”, wśród rozbryzgujących się przy każdym jego kroku kropel wody. Farah Khan ani przez chwilę nie ukrywała, że ten sprytny chwyt z jej strony miał służyć jako wabik na żeńską część widowni.

Podobnie, nie sposób wymazać sprzed oczu tańca w „szklanej kuli” (takiej, w której pada śnieg, kiedy się nią potrząśnie, i jaką przywozi się jako pamiątkę z wakacji).

Fanki Shaha przeżyją największą chwilę grozy, kiedy wszystko będzie wskazywało na to, że postać grana przez ich ukochanego aktora wyzionęła ducha, nie dotrwawszy nawet do połowy filmu. Na szczęście będzie to fałszywy alarm. Przynajmniej w pewnym sensie...

„Om Shanti Om” to trzy mijające w mgnieniu oka godziny przedniej, przednissimej, hipnotyzującej, wciągającej zabawy! Autorzy filmu dawkują napięcie i zwroty akcji do samiusieńkiego końca.

Ten film dobrych kilka razy zaskoczy (i to przez duże „Z”) nawet największych bolly-wyjadaczy!

W tragicznych okolicznościach matka traci syna, lecz ani na chwilę nie przestaje wierzyć, że ten któregoś dnia znów przekroczy próg ich domu. Jeśli się pragnie czegoś z całego serca, to cały wszechświat sprzysięga się, żeby to marzenie się spełniło... Ktoś z zimną krwią, w bestialski sposób popełnia zbrodnię, która uchodzi mu płazem. Ktoś przebywa daleką podróż, aby pomścić czyjąś śmierć. Ktoś kocha kogoś tak mocno, że jego uczucia nie jest w stanie zatrzymać nawet sama śmierć... Om. Shanti. Om...

Źródło: stopklatka.pl


http://i43.tinypic.com/ip78lu.jpg
So baby can you fix me
Cause my fever
Is only getting stronger
It's burning like a fire
Baby let's rock the night away !

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.mistrzowie-magii.pun.pl www.justynian.pun.pl www.nyguski.pun.pl www.managerekstraklasy.pun.pl www.wilczki.pun.pl